Bohater drużyny
Zbigniew Przybyszewski urodził się 22 września 1907 roku w Giżewie koło Kruszwicy jako ósme dziecko Józefa i Heleny Przybyszewskich. Zbigniew odebrał w domu staranne, patriotyczne wychowanie, a po ukończeniu szkół, za namową ojca rozpoczął naukę na Wydziale Morskim Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej, którą w 1930 roku ukończył z oficerską promocją podporucznika marynarki. W trakcie nauki odbył rejs atlantycki na żaglowcu szkolnym Marynarki Wojennej – ORP „Iskra”. W kolejnych latach ukończył wiele kursów i szkoleń, które znacznie podwyższyły jego umiejętności i zaowocowały stopniem porucznika marynarki. Jednocześnie pełnił różne funkcje podczas służby wojskowej na torpedowcu ORP „Krakowiak” i niszczycielu ORP „Wicher”. W 1934 został oficerem artylerii na okręcie podwodnym ORP „Wilk”. Przybyszewski niezależnie od pracy w wojsku zajmował się aktywnie jachtingiem, piastował kierownicze stanowiska w Ośrodku Szkolenia Jachtingu Morskiego i kilkakrotnie brał udział w regatach na Bałtyku. W 1935 roku zmienił stan cywilny biorąc za żonę w Helenę Poważe, siostrę kolegi ze Szkoły Podchorążych. Nowo poślubieni małżonkowie zamieszkali w Gdyni przy ulicy Ejsmonta.
Komandor porucznik
Zbigniew Przybyszewski
W 1936 objął funkcję zastępcy dowódcy torpedowca ORP Mazur, a od 1937 pływał jako I oficer artylerii na niszczycielu ORP „Burza”, a następnie na ORP „Błyskawica”. Ze względu na znakomitą opinię, którą wyrobił sobie jako oficer, i świetne wyniki strzelań artyleryjskich dowodzonych przez niego marynarzy-artylerzystów został, już jako kapitan marynarki, mianowany pod koniec 1938 roku dowódcą XXXI Baterii Artylerii Nadbrzeżnej na Helu. Fakt ten został przyjęty przez kmdra Steyera – Dowódcę Rejonu Umocnionego Hel z wielkim entuzjazmem i zadowoleniem. Przybyszewski – „Zbyszko z Kruszwicy” – jak go wówczas nazywano, w Marynarce Wojennej cieszył się już wtedy ogromnym szacunkiem i uznaniem. Zadaniem baterii było zwalczanie wrogich jednostek floty i wspieranie obrony półwyspu.
ORP „Mazur” w morzu
Po wybuchu II Wojny Światowej natychmiast ogromną cześć ciężaru obrony cypla przejęła bateria Laskowskiego, której dowódcą był Przybyszewski, nie dopuszczając w pobliże wielokrotnie lepiej uzbrojonych okrętów niemieckich. Przez wiele dni bateria toczyła pojedynki artyleryjskie – przede wszystkim z pancernikami „Schleswig-Holstein” i „Schlessien”. Ostrzał obu pancerników wyrządził wiele szkód, unieruchomił dwa działa i spowodował śmierć dwóch marynarzy oraz poważnie ranił kilku innych. Ranny został także kpt. Przybyszewski. Po wycofaniu się pancerników dwa uszkodzone działa baterii Laskowskiego zostały wkrótce uruchomione, a rannego dowódcę zastąpił kpt. Bohdan Mańkowski. 28 września kpt. Przybyszewski opuszcza szpital wbrew zakazowi lekarzy i wraca z ręką na temblaku do dowodzenia baterią. Legendy o bohaterstwie kpt. Przybyszewskiego, to nie tylko ten spektakularny powrót do akcji. To przede wszystkim to, że jako lubiany i cieszący się wielkim zaufaniem dowódca przez cały czas trwania walk nie dopuścił do moralnego rozkładu podległych sobie pododdziałów. Marynarze baterii wiedzieli o załamywaniu się frontów, o szybkim postępie wojsk niemieckich, o przypadkach rebelii i buntów na samym Helu – lecz sami do końca uważali się za niepokonanych i nie dopuszczali do siebie myśli o przegranej. Zwycięskie pojedynki z niszczycielami, równorzędna walka z dysponującymi ogromną siłą ognia pancernikami, udana obrona przeciwlotnicza – oto niezaprzeczalne sukcesy marynarzy XXXI baterii cyplowej, dowodzonej przez oficera, który swą postawą reprezentował w ich oczach coś więcej, niż tylko zwyczajną, pozbawianą wyobraźni odwagę. Kpt. Przybyszewski umiejętnym szkoleniem i własnym przykładem wpoił tym ludziom morale, pozwalające im mobilizować się maksymalnie w okrutnych warunkach walki z nawałą wroga i do końca zachować pełną zdolność operacyjną baterii.
ORP „Wicher” na kotwicy
2 października podjęto decyzję o kapitulacji. Z relacji porucznika Pawlikowskiego: ,,Wkrótce nadjechali samochodami niemieccy oficerowie, wysiedli, zbliżyli się do dowódcy, oficer niemiecki zasalutował i wyjął papierośnicę częstując kapitana papierosem, ten jednak energicznie odmówił, co nam się bardzo podobało. Niemiec zakomenderował z pruską butą – zdać broń! Wtedy kpt. Przybyszewski pobladł i z zaciśniętymi wargami wyszedł z szeregu. Niewprawnie manewrując jedyną zdrową ręką odpiął kordzik. Niemiec wyciągnął po niego rękę, ale ranny podszedł do nadbrzeża i z rozmachem cisnął broń w morze”. Ten symboliczny gest mówi więcej niż wiele słów.
Podczas okupacji Przybyszewski był więziony w kilku oflagach, z których dwukrotnie próbował uciec – raz podkopem, drugi raz ukrywając się na wyjeżdżającej z obozu ciężarówce. Po zakończeniu wojny powrócił do Polski, gdzie został przyjęty do czynnej służby w Marynarce Wojennej. Do roku 1950 pełnił różne funkcje, aż w końcu awansował na stanowisko zastępcy szefa Wydziału Marynarki Wojennej przy Sztabie Generalnym WP.
Wtedy właśnie nadeszły najczarniejsze lata w historii polskiej Marynarki Wojennej – lata panowania tzw. Informacji Wojskowej – czyli po prostu władzy bezpieki i bezlitosnego bezprawia. 16 września 1950r. komandor Przybyszewski został aresztowany. Brutalne, nieustanne, bezsensowne i wynaturzone śledztwo zakończyło się dla kmdra Przybyszewskiego wyrokiem wydanym za rzekome szpiegostwo. Wyrokiem była śmierć. Kmdr Przybyszewski świadom zakłamaniu i bezprawiu, które go spotyka hardo odmówił złożenia prośby o rewizję wyroku czy też o łaskę. 16 grudnia 1952 roku komandor został zabity strzałem w tył głowy na korytarzu więzienia. Nie wydano nawet rodzinie Jego zwłok.
W 1956 roku po ponownym rozpatrzeniu sprawy wyrok z 1952 roku uchylono. Komandor Zbigniew Przybyszewski został po rehabilitacji pośmiertnie odznaczony Orderem Virtuti Militari za dowodzenie baterią cyplową na Helu w 1939 roku. Szczątki kmdr. Zbigniewa Przybyszewskiego odnaleziono wiosną 2013 r. w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.